Jak są jakieś błędy to nie moja wina. No dobra moja. Za wszystko z góry przepraszam.
I jeszcze ogromne PRZEPROSINY dla Angel 1, bo to ona napisała rozdział, a ja tylko go poprawiłam.
Angel 2
… Powiedziała jedno słowo
- Przyszłam…
- Ślepa nie jestem Ginny! Nie maluję się to fakt, ale co to ma do rzeczy? Niektórzy
się malują, a niektórzy nie…
- … żeby przeprosić – przerwała jej.
- Co? O... Aha.
- Wiem, że nie powinnam mieszać się w twoje życie, ale masz za chwilę 18 lat i
nadal chodzisz w rozciągniętych, workowatych swetrach. Pamiętasz Bal
Bożonarodzeniowy z okazji Turnieju Trójmagicznego? – zapytała rudowłosa.
Hermiona kiwnęła potwierdzająco głową.
- Wtedy miałaś perfekcyjny makijaż, dobrze dobraną suknię i, nie ukrywajmy,
idealnego partnera. Pamiętam jak mówiłaś, że wtedy czułaś się piękna i
wyjątkowa. Dlaczego nie chcesz się czuć tak cały czas?
- Ginny... Wiesz, że to nie dla mnie – Hermiona popatrzyła na swoje dłonie. - To było jednorazowe wyjście.
- No i co z tego! Wszyscy na Ciebie patrzyli... Byłaś piękna –próbowała
oponować.
- Właśnie. Byłam. Raz wystarczy.
Ginny uniosła brew do góry.
- Co powiesz na mały zakładzik? Jak wygram pójdziesz ze mną na sklepy i
odnowimy twoją szafę! – Rudowłosa dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- No nie wiem... Zakłady z tobą źle się kończą
- Przesadzasz... Nie ufasz mi? – Spojrzała hardo na przyjaciółkę.
- Najpierw chce wiedzieć o co ten zakład? – Hermiona spojrzała na nią
przenikliwie.
- Hmmm... pomyślmy...
- Chcesz się ze mną zakładać, a nawet nie wiesz o co? – Miona parsknęła
śmiechem.
-Liczy się inicjatywa – szeroki uśmiech nie schodził z twarzy przyjaciółki.
- Jak coś wymyślisz to daj znać, ale nie obiecuję, że się zgodzę!
- No weź, Miona! – Ginny protestowała.
- Co mam wziąć? – Dziewczyna uśmiechnęła się widząc minę Ginewry
- Pffff...Kasę do sklepu – Ginny wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
- Hahaha. Bardzo śmieszne.
- Przecież rodzice założyli ci konto w Gringotta, zostawiając ci tam mnóstwo
oszczędności...
- To wiem. Nie musisz mi o tym przypominać – brązowowłosa postanowiła zmienić
temat. - Jak ci się układa z Harry'm?
- Eee... No wiesz, dobrze... – Spytana odwróciła wzrok.
- Coś tu kręcisz... Coś się stało?
- Mówię że jest dobrze... – dziewczyna nadal nie patrzyła na swoją
przyjaciółkę.
- Ginny! Znam cię na tyle długo, żeby wiedzieć, że coś jest nie tak. Nie chce
się z tobą całować?
- Miona!
- Eh... Faceci. Z nimi się nie dogadasz. I po co mi ktoś taki? – brązowowłosa
zaczęła zdmuchiwać kosmyk włosów który spadł jej na czoło. Ginny w tym czasie
została zawołana przez swoją mamę. Za to Hermiona rozmyślała o kursie. Ciekawe
w jakie zwierzę się przemienię, ta kwestia zaprzątała jej myśli. Popatrzyła na sufit,
który kiedyć był jasny, ale pod wpływem czasu był już lekko zszarzały. Pasowałby
jej kot albo inne nie rzucające się w oczy zwierzę. Może jakiś mały ptaszek?
Byle nie jakiś owad albo duże zwierzę typu puma albo pantera.
* * *
Hermiona podążała ciemnym lasem. Gałęzie zaczepiały się o jej włosy i zwiewną,
błękitną sukienkę. Dziewczyna wydostała się z gąszczu na żwirowaną ścieżkę.
Ruszyła w stronę, z której promienie słońca przedzierały się przez splątane
gałęzie drzew. Nagle przed dziewczyną pojawiło się rozwidlenie ścieżek.
Spojrzała na dróżkę wysypaną piaskiem. W oddali zobaczyła postać Rona. Już
chciała biec w jego stronę, lecz spojrzała na drugą ścieżkę, która była
wyłożona płaskimi, okrągłymi kamieniami. Tam w oddali zobaczyła Wiktora. Stanęła
przed trudnym wyborem. Musiała zdecydować, w którą stronę pójdzie. Nagle ziemia
zadrżała, a między ścieżkami pojawiła się wąska dróżka zarośnięta gęsto
krzewami. Nie było widać końca. Ciekawość dziewczyny zwyciężyła. Postawiła
pierwszy krok w stronę środkowej ścieżki.
- Hermiona! – usłyszała wołanie znajomego głosu. To był
męski głos, który już na pewno słyszała. Wydobywał się zza gęstwiny
zasłaniającej środkową ścieżkę.
Dziewczyna zaczęła się przedzierać przez splątane
gałęzie, które rozdzierały jej sukienkę i raniły delikatną skórę.
- Hermiona! Obudź się! - Ginny szarpała jej ramię.
- Co się stało? - zapytała półprzytomna dziewczyna.
- Po pierwsze już prawie południe i powinnaś wstać, a po drugie przeglądałam
książki, które kupiłyśmy. Nie mamy podręczników do eliksirów!
- Co? Żartujesz, prawda?
- A wyglądam jakbym żartowała? Zbieraj się. Za pół godziny wychodzimy! -
zarządziła ruda.
Hermiona z jękiem zwlekła się z łóżka. Podeszła do swojej przenośnej szafy,
biblioteczki i apteczki. Nagle Ruda wyrwała z rąk Hermiony torebkę, w której
brązowowłosa miała pomniejszone ubrania.
- Ej. Oddaj!
- Nie - sprzeciwiła się Ginny. - Dzisiaj idziesz w tym. Za chwilę zrobię Ci
makijaż.
- Ginny rozmawiałyśmy już o ty...
- Wiem - przerwała jej przyjaciółka. - Proszę cię. Tylko raz. Potem dam ci
spokój.
- Obie wiemy że nie dasz.
- No... Dam ci na miesiąc.
- Ale maluję się sama.
- Wtedy dam Ci spokój tylko na trzy tygodnie.
- Ugh… zabiję, normalnie zabiję – słowa brązowowłosej były równoznaczne ze
zgodą, o czym Ginny wiedziała doskonale..
Hermiona wzięła poskładane ubrania z rąk Ginny i zamknęła się w łazience. Po
kilkunastu minutach wyszła. Miała na sobie kremową, zwiewną spódniczkę spiętą w
talii czarnym paskiem z elementami metalicznego brązu. Bluzka w kolorze ciemnego
rubinu z ramiączkami które wyglądały jakby ledwo co spadły z ramion szczupłej
Hermiony. Do tego wiązane sandałki na płaskim obcasie, Ginny zastanawiała się
tylko nad biżuterią. Czy długie białe perły, czy może wisior ze szlachetnym
kamieniem? Rudowłosa nie umiała znaleźć odpowiedzi.
- Ginny szału nie ma… - skwitowała Hermiona.
- I tak ma być! – odkrzyknęła pytana grzebiąc w pudełku z biżuterią.
- A mam pytanie… Skąd w ogóle masz tyle tej całej biżuterii i ciuchów i reszty?
- No Fleur chyba potrzebuje kogoś lub właściwie czegoś żeby się troszkę
powyżywać artystycznie. Tak około miesiąc temu byłam u niej i Billa na kilka
dni. Zabrała się za mnie porządnie, jakieś tam fiu-bździu, kąpiele, czesanie,
ubieranie, wszystko. Potem swoim słodkim głosikiem oznajmiła, że nie wolno mi
chodzić w takich ciuchach i że mam pokazywać piękno swej urody ple, ple, ple…
et cetera – wzięła oddech – No i wzięła mnie na zakupy zwiedziłyśmy chyba cały
Londyn, jeżeli chodzi o sklepy, butiki, drogerie, pasmanterie co za różnica i tak
nie odróżniam co jest co – Ginny zalewała przyjaciółkę potokiem słów. - Ale słuchaj, jak poczekamy trochę tak
powiedzmy do ferii zimowych, to dam głowę, że George nie wytrzyma i oświadczy
się Angelinie, moje wewnętrzne oko widzi, że to będzie hmmm… początek marca i
mam nadzie….
- Ginny! – krzyknęła Hermiona.
- Co znowu?
- Jeżeli się nie pospieszysz to spóźnimy się przez ciebie a nie przeze mnie…
- Przecież się nie możemy spóźnić – rudowłosa popatrzyła na Hermionę. –
Przecież Esy i Floresy są otwarte do osiemnastej.
Jednak widząc zabójczy wzrok przyjaciółki natychmiast
dodała:
- Dobra, dobra… Siadaj, darujmy sobie biżuterię – Po
chwili rudowłosa przystąpiła do malowania.
Po jakichś kilku minutach Hermiona była gotowa, co jednak nie poprawiło
jej nastroju. Spojrzała na Ginny oczekując że jej przyjaciółka również będzie
odstawiona. Spotkało ją lekkie rozczarowanie, Ruda miała na sobie czarne
spodnie, białą bluzkę na ramiączkach i krótką dżinsową katanę. W końcu obie
wyszły z pokoju i zeszły po schodach. Na dole czekali na nie chłopcy.
Hermiona teleportowała wszystkich na Pokątną. Tam się
rozdzielili, chłopcy poszli do Madame Malkin ze względu na Rona, na którego nie
pasowały już stare szaty szkolne. Dziewczyny udały się po podręczniki do
eliksirów. Pokątna zaczęła powoli odżywać po śmierci Voldemorta. Gdy Czarny Pan
był u władzy, śmierciożercy często robili
sobie ’’krótkie wypady na miasto’’ niszcząc większość sklepów. Teraz, na
Pokątną przychodziły tłumy ludzi robiących zakupy i spotykających się z
przyjaciółmi.
Hermiona
stanęła w długiej kolejce po książkę, gdy nagle ziemia się poruszyła. Po
przeciwnej stronie ulicy sklep ze słodyczami stanął w ogniu, a przed
jego
drzwiami śmierciożercy miotali czarnomagiczne zaklęcia w przechodniów.
Gdy
dziewczyny zauważyły co się dzieje, wiedziały, że sprawa jest poważna.
Wybiegły
ze sklepu, co było najbardziej nierozsądną rzeczą jaką zrobiły. Hermiona
w biegu
odbiła parę zaklęć, ale jedno ją trafiło. Był to zwieracz nóg. Upadła na
bruk. Zobaczyła zbliżającą się do niej kobietę, która stukała obcasami
na kostkach, którymi wyłożona była ulica. Strach sparaliżował
dziewczynę. Nie mogła się ruszyć. Częściowo przez zaklęcie paraliżujące
jej nogi, a częściowo przez przerażenie. Prawie czuła jak to okropne
uczucie zaciska swoje zimne palce na jej gardle. Było to irracjonalne,
ale Hermiona tak to odczuwała. Czarownicą, która do niej podeszła, była
Bellatriks Lestrange we własnej osobie. Morderczyni, i ukochana Czarnego
Pana, która oficjalnie była martwa od ponad dwóch miesięcy.
Przycisnęła jej różdżkę do gardła i wysyczała tym samym jadowitym tonem
co
zawsze:
- Przekaż Potterowi głupiutka i nic nie warta szlamo, że chociaż zabił
Czarnego
Pana to my nadal jesteśmy jemu poddani. No cóż, nie powinnam oszpecić
cię
bardziej nie sądzisz? – zaśmiała się szyderczo. – Muszę cię uwolnić,
żebyś mogła przekazać moją wiadomość… Niestety... Ale pokaż mi twoją
piękną bliznę… - szarpnęła za jej rękę by obejrzeć
przedramię, na którym niedawno nożem zrobiła rany, króre układały się w
słowo „SZLAMA”. Rany zagoiły się
choć nadal dobrze je było widać. Bellatriks obejrzała je z uśmiechem.
Wyciągnąwszy nóż zaczęła powoli kreślić pierwszą literę. Dziewczyna
krzyknęła,
czując jak ostry nóż przecina jej skórę. Nagle ktoś ją zawołał.
Bellatriks usunęła skutek
zaklęcia i powiedziała:
- Na dziś to tyle, zmykaj do tych swoich zdrajców krwi - podciągnęła ją do
pionu i popchnęła do przodu.
Hermiona pobiegła przed siebie, co chwilę zerkając za siebie. Jednak
czarownica straciła już zainteresowanie dziewczyną. Stała na ulicy i
przyglądała się dziełu jakie wykonali śmierciożercy. Przez ułamek
sekundy przez umysł brązowowłosej przemknęła myśl, czy nie zaatakować
Bellatriks, wykorzystując element zaskoczenia, jednak szybko porzuciła
ten pomysł i jak najszybciej potrafiła biegła szukając swoich
przyjaciół.
Na ulicy w popłochu biegali,
krzycząc i wołając się nawzajem. Po chwili Hermiona wpadła na Harry’ego,
który trzymał
Ginny za rękę. Za nimi stał Ron trzymając pakunek prawdopodobnie z
szatami do
szkoły. Zaraz zginiemy, a on martwi się szatami od Madame Malkin,
pomyślała za
złością Hermiona. Złapała Harry'ego za rękę i natychmiast
przeteleportowała się do
domu Weasley’ów. Bellatriks nie mogła się dowiedzieć, że Harry był na
Pokątnej w czasie napadu. Dziewczyna wróciła po rodzeństwo i już po
chwili wszyscy byli bezpieczni w Norze, na którą Hermiona zaraz po
powrocie rzuciła wszystkie znane jej zaklęcia ochronna.
* * *
Gdy wszystko zostało wyjaśnione, Hermiona nie powiedziała
przyjacielowi o
rozmowie z Bellatriks. W ogóle nie powiedziała o tym nikomu. Ginny coś
przeczuwała
ale nie widziała rany, ponieważ Miona przez cały dzień nosiła sweterek z
długim
rękawem. Tego dnia pełnego emocji czekały na nią jeszcze zajęcia z
animagii, na
które szczerze nie chciało jej się iść. Polegały one głównie na
siedzeniu i
„skupianiu się”. "Jeśli dobrze to zrobisz zmienisz się w jakieś
zwierzę", jak mówiła jej nauczycielka Anita, której Hermiona powoli
zaczynała nienawidzić.
Bardzo mi się podobał ten rozdział... Takie niewinne zakupy, a tak się kończą... ;)
OdpowiedzUsuń